#Sherlock #Cykl #One-shot #Sezon3 #T #Angst #Drama #Family #Tragedy #SherlockHolmes #MycroftHolmes #GregLestrade
Witam,
Nadszedł czas na ciąg dalszy miniaturki o Sherlocku. >Część Pierwsza< W gruncie rzeczy, miałam to podzielone na pół (sami zobaczycie dlaczego), lecz i tak czeka jeszcze jedna część. Tematyka podobnie jak wcześniej, kto czytał ten wie. Może znów jest smutno, lecz kontynuuje ten wątek. Przyznam, że mimo wszystko jestem dumna z tej "trylogii" Sherlocka.
Kolejny raz opublikuje w środę drugą część drabbli z Supernatural. Nie wiem co będzie dalej, wszystko zależy na co przyjdzie wena. Jednak piszę i to jest najważniejsze. Dziękuję też za wszystkie propozycje.
Croy
Z dedykacją dla siostrzyczki.
Ces, powiedziałaś, że podoba ci się mimo tematyki ;)
Kamery na Baker Street
przestały działać. Był to sygnał dla techników, by powiadomić
Mycrofta Holmesa, ten jednak, będąc zajętym, nie przejął się
zbytnio. Sherlock jak małe dziecko szukał uwagi innych ludzi,
zwłaszcza teraz, gdy wszyscy chcieli odpłacić mu za kłamstwa i
nieobecność. Mógł wysłać do mieszkania Antheę, jednak ona sama
była mu potrzebna w trakcie spotkania dyplomatycznego. Dwóch
agentów powinno wystarczyć, dadzą oni odpowiedni wykład jego
młodszemu bratu, a potem wysłuchają jego skarg. Nowe kamery
natomiast zostaną założone za kilka dni, gdy tylko Sherlock opuści
na chwilę mieszkanie.
Cała procedura trwała
trochę dłużej niż zwykle, nie było powodu się śpieszyć tylko
dlatego, że jeden detektyw konsultant się nudził. Choć Mycroft
nie wiedział, że nawet te minuty niczego by nie zmieniły. Wrócił
on szybko na spotkanie, w końcu to było teraz najważniejsze.
Pierwsza przesłanka, że
coś jest nie tak nadeszła piętnaście minut później, gdy Anthea
została wywołana na zewnątrz. Spojrzała na swojego pracodawcę, a
ten jedynie kiwnął głową. Jeden z agentów podał jej telefon,
gdy tylko wyszła na korytarz. To była druga rzecz, która
zszokowała asystentkę. Z osłupieniem słuchała raportu agenta
posłanego na Baker Street.
– Zdemolowane
mieszkanie... Ciało na środku pokoju... Strzykawki... Brak oznak
życia... Karetka jest w drodze... Nic nie da się zrobić... Zbyt
duża dawka.
Kobieta usiadła na
pobliskim krześle. Nigdy nie była emocjonalna, to dlatego zyskała
tę pracę. Miała opinię najbardziej zimnej i rozsądnej asystentki
w całym Pałacu Buckingham. Jednak to było dla niej za wiele.
Czekała z telefonem przy uchu na pojawienie się karetki. Nie
potrafiła teraz wywołać pracodawcy, skoro nie miała wszystkich
danych. Nie potrafiła mu tego powiedzieć.
Karetka przyjechała
kilka minut później. Dziewczyna słyszała sygnał w słuchawce i
nerwowe głosy w tle. Aż w końcu agent po drugiej stronie po raz
kolejny się do niej odezwał.
– Stwierdzono zgon,
wzywają policję... Trzeba wykluczyć udział osób trzecich...
Potrzebna jest rodzina w sprawie formalności...
Odkładając telefon,
odetchnęła głośno i próbowała przywołać swój profesjonalny
spokój. W końcu nie znała Sherlocka, jego... śmierć nie powinna
mieć na nią takiego wpływu, nie powinna... Kiwnęła na jednego z
czekających agentów i zduszonym głosem wyszeptała:
– Wywołaj Mycrofta
Holmesa.
Mężczyzna odszedł na
chwilę, po czym wrócił ze zdenerwowanym Holmesem. Miał on
znudzony i wkurzony wyraz twarzy. Jakby to, iż musiał wyjść z tak
ważnego spotkania, było zbrodnią. Kobieta wstała, jednak nie
mogła spojrzeć mu w oczy.
– O co chodzi, Antheo?
Muszę wracać na rozmowy – powiedział wyniośle.
– Na Baker Street... –
zaczęła dziwnym głosem.
– Co tym razem zrobił
Sherlock? Jestem pewien, że trochę pieniędzy tu i tam zatuszuje
każda sprawę. W końcu każdy ma swoją cenę. A jeśli coś
zniszczył, to masz telefon do fachowca. Zajmą się tym w kilka
godzin – polecił i chciał już odejść, gdy usłyszał:
– Przedawkowanie...
– Słucham? –
Mężczyzna odwrócił się nagle w jej stronę.
– Pański brat...
Przedawkował. Lekarze stwierdzili już zgon, czekają teraz na
oddział policji, który ma wykluczyć udział osób trzecich. – Z
każdym słowem głos załamywał jej się coraz bardziej.
– Jeśli to kolejny
żart z jego strony...
– Dostałam
potwierdzenie. Trzeba co prawda zbadać ciało, lecz rzeczy
znalezione...
Anthea załamała się i
po raz kolejny usiadła na krześle, zamykając oczy. Mycroft
zatoczył się lekko, jedynie refleks agentów pozwolił mu zając
miejsce tuż obok asystentki. Sherlock... To niemożliwe. Zapewne
jego kolejny żart, podobnie jak w wypadku samobójczego skoku.
Kolejne przedstawienie, aby tylko zwrócić na siebie uwagę.
– Czekają na jakąś
rodzinę – wydusiła kobieta.
– Jedziemy – nakazał
Holmes wstając. – Jestem pewien, że to kolejny żart mojego
brata.
W Scotland Yardzie
wezwania napływały non stop. Wszystkie wydziały miały dokładnie
przydzielony temat zbrodni, rzadko kiedy mieszały się one razem.
Jednak tym razem było zupełnie inaczej. Gdy tylko napłynęła
wiadomość o zgłoszeniu na Baker Street, zostało ono dostarczone
do Grega Lestrada. Nie było to może coś rutynowego, lecz każdy
znał stosunki łączące inspektora i Holmesa. One już na pewno nie
były normalne.
– Zapewne zabił kogoś
z nudów. Uprzedzałam wcześniej, jednak nikt nie chciał mnie
słuchać – powiedziała Sally Donovan, jako jedna z nielicznych
została oddelegowana do tego wezwania.
– Tak, choć zapewne
miało to miejsce już jakiś czas temu. Potem pociął ciało i
schował kawałek po kawałku do lodówki. W końcu tak bardzo lubi
tak chować różne części ciała – dodał Anderson.
– Zamknijcie się
oboje. Nie podano żadnych szczegółów, to może być kolejna
błahostka w stylu Sherlocka. Niedługo będziemy na miejscu.
Greg wiedział, że
zapewne niepotrzebnie fatygowali się do jego mieszkania. Od kiedy
Sherlock miał zakaz pojawiania się w Scotland Yardzie, próbował
już wielu rzeczy. SMS–ów, telefonów, maili, jednak żadna z tych
rzeczy nie odniosła skutku. Więc dlaczego by nie zawołać
wszystkich do siebie, prawda? Miał już porządnie dość tego
socjopatycznego detektywa. Tak, może i cieszył się z jego powrotu,
lecz mimo wszystko... Trochę czasu zajmie, zanim zapomni się o
wyrządzonych krzywdach. Zwłaszcza przy kimś takim jak Sherlock.
Trudno jest poskromić geniusza.
Pierwszą poszlaką, że
coś jest nie tak, była karetka stojąca przed budynkiem. Dwóch
medyków oraz mężczyzna ubrany w czarny garnitur stało tuż obok,
rozmawiając o czymś cicho i paląc papierosy. Nie był to zwykły
widok, jaki można zastać na Baker Street. Co tu robiła karetka?
Gdy tylko wysiedli z
auta, używki zostały wyrzucone, a mężczyźni odwrócili się w
ich stronę.
– Inspektor Greg
Lestrade. Wzywano tu policję? – spytał niepewnie.
Tuż za nim Donovan i
Anderson przyglądali się otoczeniu w ciszy. Oni także zauważyli,
że coś jest nie tak. Jednak...
– Trzeba wykluczyć
obecność osób trzecich w całym zajściu. Co prawda jest to
oczywiste, jednak mimo wszystko... Ciało jest na piętrze.
Trójka policjantów jak
w amoku wbiegła do mieszkania po schodach, by nagle zatrzymać się
w samym wejściu. Drzwi były otwarte, a po pomieszczeniu chodziły
jeszcze dwie osoby, medyk oraz agent w ciemnym garniturze. Omijali
oni wzrokiem centrum zdewastowanego pomieszczenia, na którym...
Greg zrobił niepewny
krok do przodu, a potem kolejny. Ciało leżało na dywanie, ubrane w
charakterystyczne garnitur oraz białą koszulę, tym razem rozpiętą,
ukazującą bladą klatkę piersiową. Nie ruszało się, medyk nic
przy nim nie robił. Jedynie dwa otwarte pudełka, leżące tuż
obok, nie pasowały tu. Strzykawki były aż nadto widoczne, jednak
nie było możliwe, nie...
Lestrade na chwiejnych
nogach poszedł dalej i ukląkł przy ciele. Nie patrzył, co robią
jego towarzysze. Dotknął jeszcze ciepłej ręki, a spomiędzy warg
wyszedł ledwie dosłyszalny szept.
– Sherlock...
Nie wiedział co
powiedzieć czy zrobić. To było... Zbyt wiele jak dla niego. Nie
zauważył zszokowanego Andersona i Donovan ani ich rozmowy z
medykiem. Ocknął się dopiero, gdy pojawił się Mycroft, krocząc
dumnie, wszedł do pomieszczenia, aż nagle po ujrzeniu ciała coś
się w nim złamało. Krok po kroku znalazł się tuż obok Grega i
zduszonym głosem spytał:
– Jesteś pewien, że
to Sherlock? To zapewne kolejny żart, głupie kłamstwo, podobnie
jak ze skokiem...
Jednak teraz widział
jego bladą twarz, kręcone, czarne włosy oraz odziedziczone po
babce szkatułki. Miał przed sobą ciało brata, młodszego
braciszka, którym powinien się opiekować...
Opadł na kolana tuż
przy inspektorze. Nie wiedział co może zrobić czy powiedzieć.
Siedział tak, aż w końcu podniósł drżącą rękę i dotknął
policzka Sherlocka. Po jego własnym spłynęły pierwsze łzy,
dopiero teraz w to wszystko uwierzył. To nie był kolejny żart czy
głupi eksperyment. Z tyłu dochodził ich szloch Sally. Anderson
objął ją i delikatnie wyprowadził z pomieszczenia. Nie byli
przyjaciółmi Holmesa, można nawet powiedzieć, że byli niemal
wrogami, lecz mimo wszystko znali go. Widywali go zbyt często, by
teraz jego śmierć nie zrobiła na nich wrażenia.
Na zewnątrz stała
Anthea ze śladami tuszu na policzkach. Bo to nie był kolejny żart,
czy wybryk Sherlocka. Jego śmierć... była prawdą.