środa, 28 stycznia 2015

9. "My Supernatural Life" Sam cz.2

#Supernatural #Sezon1 #Cykl #Drabble #K+ #Friendship #Family #Drama #SamWinchester
Witam,
To już ostatni środowy tekst jak na razie. Wracam do zwykłego publikowania co tydzień w soboty. Tym razem przychodzę z dalszym ciągiem drabbli do Supernatural. Przypominam: 1 drabble = 1 odcinek (plus jeden dodatkowy od innej postaci). Nie wiem jak drugi sezon, ale pierwszy poświecę cały z perspektywy Sama. Chyba go lubicie, prawda?
Nie mam pojęcia, jaki tekst wstawię w sobotę. Chcielibyście jakiś konkretny? I dziękuje za głosy w ankiecie, teraz przynajmniej wiem, co lubicie.
Do napisania,
Croy




Tajemniczy podróżnik
Nawet najtwardsi ludzie mają swoje słabostki i lęki, choć czasem trudno w to uwierzyć. Spotkało to w końcu Deana, ostatnią osobę, którą bym o to podejrzewał. Latanie. Samoloty... Kto podejrzewałby go o ten lęk, gdy zabija każdą kreaturę na swojej drodze? Jest łowcą, osobą, która widziała w życiu zbyt dużo, a jednak posiada tak „zwyczajną” słabostkę.
Z jednej strony pociesza mnie to. Dowodzi, że nawet on nie jest idealny, potrzebuje wsparcia. Nie jestem jedynym bratem mającym swoje koszmary. Nie ważne mniejsze czy większe. Jednak on to przezwycięża, wie kiedy odpuścić. Mi trudno zapomnieć o przeszłości, to nie znika tak łatwo.

Krwawa Mary
Mając swoje tajemnice, te najgłębsze, trudno wybaczyć sobie wszystko. Zwłaszcza czyjąś śmierć. Nic nie powinno być sekretem, nie takim.
Moja tajemnica dotycząca Jess, moja wina była tu potrzebna, lecz omal nas nie zabiła. Wyśniłem to, nie zapobiegłem tragedii. To powinien być mój koniec. Choć widząc cierpienie innych „niewinnych” zbrodniarzy powstaje pytanie: „Kiedy należy sobie wybaczyć? Czy w ogóle można?” Koszmar budzący w noc w noc, jej imię wykrzyknięte w ciemność, nadzieje, że kiedyś uzyskam przebaczenie. Czy to ma sens?
Tak jak Mary szukam sprawiedliwości, tak jak powinienem szukać winnych i zemsty. Tylko gdzie to znaleźć, skoro nie ma żadnych śladów...

Skóra
Nikt nie jest już sobą, nie ma prywatności, osobowości. Pozostaje jedynie żyć w nadziei, że dokona się swego żywota w spokoju.
Dwie osoby, jedna skóra i wspomnienia. Czy to nie dziwne jak łatwo potwór może zniszczyć czyjś świat i marzenia? Zwłaszcza, że wplątani są w to moi przyjaciele. Czy nie można by oddzielić tych żyć? Łowca kontra zwykły człowiek? Czy wymagam tak wiele?
Przynajmniej teraz wiem by bardziej doceniać brata. Ma on tak samo wiele tajemnic jak ja, choć zwykle o tym zapominam. Nie można oddzielić tych egzystencji ani osób z nimi związanych. To zawsze dopada człowieka w ostatniej chwili.

Skóra. Dean
Dopiero teraz, widząc Sama ze starą przyjaciółką uświadomiłem sobie co stracił. Z jakiego życia musiał zrezygnować, porzucając Stanford po śmierci Jessicy.
Wiem, ze w dużej mierze to moja wina. To ja ściągnąłem go do szukania taty, przeze mnie zostawił dziewczynę samą. Kiedyś porzucił rodzinę by zacząć żyć inaczej, a teraz do tego wraca.
Sam musiałem zrezygnować z wielu pragnień by zostać przy tacie. Ale patrząc na Sama, gdy męczy się z koszmarami, żałuję swojej decyzji. Nigdy nie powinienem wchodzić do jego domu, wciągając w niebezpieczeństwo.

Może gdybym tego nie zrobił wszystko skończyłoby się inaczej? Czy samotność byłaby aż takim utrapieniem?

sobota, 24 stycznia 2015

8. "Kolejny głupi żart..."

#Sherlock #Cykl #One-shot #Sezon3 #T #Angst #Drama #Family #Tragedy #SherlockHolmes #MycroftHolmes #GregLestrade
Witam,
Nadszedł czas na ciąg dalszy miniaturki o Sherlocku. >Część Pierwsza< W gruncie rzeczy, miałam to podzielone na pół (sami zobaczycie dlaczego), lecz i tak czeka jeszcze jedna część. Tematyka podobnie jak wcześniej, kto czytał ten wie. Może znów jest smutno, lecz kontynuuje ten wątek. Przyznam, że mimo wszystko jestem dumna z tej "trylogii" Sherlocka.

Kolejny raz opublikuje w środę drugą część drabbli z Supernatural. Nie wiem co będzie dalej, wszystko zależy na co przyjdzie wena. Jednak piszę i to jest najważniejsze. Dziękuję też za wszystkie propozycje.

Croy

Z dedykacją dla siostrzyczki. 
Ces, powiedziałaś, że podoba ci się mimo tematyki ;)


 Kamery na Baker Street przestały działać. Był to sygnał dla techników, by powiadomić Mycrofta Holmesa, ten jednak, będąc zajętym, nie przejął się zbytnio. Sherlock jak małe dziecko szukał uwagi innych ludzi, zwłaszcza teraz, gdy wszyscy chcieli odpłacić mu za kłamstwa i nieobecność. Mógł wysłać do mieszkania Antheę, jednak ona sama była mu potrzebna w trakcie spotkania dyplomatycznego. Dwóch agentów powinno wystarczyć, dadzą oni odpowiedni wykład jego młodszemu bratu, a potem wysłuchają jego skarg. Nowe kamery natomiast zostaną założone za kilka dni, gdy tylko Sherlock opuści na chwilę mieszkanie.
Cała procedura trwała trochę dłużej niż zwykle, nie było powodu się śpieszyć tylko dlatego, że jeden detektyw konsultant się nudził. Choć Mycroft nie wiedział, że nawet te minuty niczego by nie zmieniły. Wrócił on szybko na spotkanie, w końcu to było teraz najważniejsze.
Pierwsza przesłanka, że coś jest nie tak nadeszła piętnaście minut później, gdy Anthea została wywołana na zewnątrz. Spojrzała na swojego pracodawcę, a ten jedynie kiwnął głową. Jeden z agentów podał jej telefon, gdy tylko wyszła na korytarz. To była druga rzecz, która zszokowała asystentkę. Z osłupieniem słuchała raportu agenta posłanego na Baker Street.
– Zdemolowane mieszkanie... Ciało na środku pokoju... Strzykawki... Brak oznak życia... Karetka jest w drodze... Nic nie da się zrobić... Zbyt duża dawka.
Kobieta usiadła na pobliskim krześle. Nigdy nie była emocjonalna, to dlatego zyskała tę pracę. Miała opinię najbardziej zimnej i rozsądnej asystentki w całym Pałacu Buckingham. Jednak to było dla niej za wiele. Czekała z telefonem przy uchu na pojawienie się karetki. Nie potrafiła teraz wywołać pracodawcy, skoro nie miała wszystkich danych. Nie potrafiła mu tego powiedzieć.
Karetka przyjechała kilka minut później. Dziewczyna słyszała sygnał w słuchawce i nerwowe głosy w tle. Aż w końcu agent po drugiej stronie po raz kolejny się do niej odezwał.
– Stwierdzono zgon, wzywają policję... Trzeba wykluczyć udział osób trzecich... Potrzebna jest rodzina w sprawie formalności...
Odkładając telefon, odetchnęła głośno i próbowała przywołać swój profesjonalny spokój. W końcu nie znała Sherlocka, jego... śmierć nie powinna mieć na nią takiego wpływu, nie powinna... Kiwnęła na jednego z czekających agentów i zduszonym głosem wyszeptała:
– Wywołaj Mycrofta Holmesa.
Mężczyzna odszedł na chwilę, po czym wrócił ze zdenerwowanym Holmesem. Miał on znudzony i wkurzony wyraz twarzy. Jakby to, iż musiał wyjść z tak ważnego spotkania, było zbrodnią. Kobieta wstała, jednak nie mogła spojrzeć mu w oczy.
– O co chodzi, Antheo? Muszę wracać na rozmowy – powiedział wyniośle.
– Na Baker Street... – zaczęła dziwnym głosem.
– Co tym razem zrobił Sherlock? Jestem pewien, że trochę pieniędzy tu i tam zatuszuje każda sprawę. W końcu każdy ma swoją cenę. A jeśli coś zniszczył, to masz telefon do fachowca. Zajmą się tym w kilka godzin – polecił i chciał już odejść, gdy usłyszał:
– Przedawkowanie...
– Słucham? – Mężczyzna odwrócił się nagle w jej stronę.
– Pański brat... Przedawkował. Lekarze stwierdzili już zgon, czekają teraz na oddział policji, który ma wykluczyć udział osób trzecich. – Z każdym słowem głos załamywał jej się coraz bardziej.
– Jeśli to kolejny żart z jego strony...
– Dostałam potwierdzenie. Trzeba co prawda zbadać ciało, lecz rzeczy znalezione...
Anthea załamała się i po raz kolejny usiadła na krześle, zamykając oczy. Mycroft zatoczył się lekko, jedynie refleks agentów pozwolił mu zając miejsce tuż obok asystentki. Sherlock... To niemożliwe. Zapewne jego kolejny żart, podobnie jak w wypadku samobójczego skoku. Kolejne przedstawienie, aby tylko zwrócić na siebie uwagę.
– Czekają na jakąś rodzinę – wydusiła kobieta.
– Jedziemy – nakazał Holmes wstając. – Jestem pewien, że to kolejny żart mojego brata.



W Scotland Yardzie wezwania napływały non stop. Wszystkie wydziały miały dokładnie przydzielony temat zbrodni, rzadko kiedy mieszały się one razem. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. Gdy tylko napłynęła wiadomość o zgłoszeniu na Baker Street, zostało ono dostarczone do Grega Lestrada. Nie było to może coś rutynowego, lecz każdy znał stosunki łączące inspektora i Holmesa. One już na pewno nie były normalne.
– Zapewne zabił kogoś z nudów. Uprzedzałam wcześniej, jednak nikt nie chciał mnie słuchać – powiedziała Sally Donovan, jako jedna z nielicznych została oddelegowana do tego wezwania.
– Tak, choć zapewne miało to miejsce już jakiś czas temu. Potem pociął ciało i schował kawałek po kawałku do lodówki. W końcu tak bardzo lubi tak chować różne części ciała – dodał Anderson.
– Zamknijcie się oboje. Nie podano żadnych szczegółów, to może być kolejna błahostka w stylu Sherlocka. Niedługo będziemy na miejscu.
Greg wiedział, że zapewne niepotrzebnie fatygowali się do jego mieszkania. Od kiedy Sherlock miał zakaz pojawiania się w Scotland Yardzie, próbował już wielu rzeczy. SMS–ów, telefonów, maili, jednak żadna z tych rzeczy nie odniosła skutku. Więc dlaczego by nie zawołać wszystkich do siebie, prawda? Miał już porządnie dość tego socjopatycznego detektywa. Tak, może i cieszył się z jego powrotu, lecz mimo wszystko... Trochę czasu zajmie, zanim zapomni się o wyrządzonych krzywdach. Zwłaszcza przy kimś takim jak Sherlock. Trudno jest poskromić geniusza.
Pierwszą poszlaką, że coś jest nie tak, była karetka stojąca przed budynkiem. Dwóch medyków oraz mężczyzna ubrany w czarny garnitur stało tuż obok, rozmawiając o czymś cicho i paląc papierosy. Nie był to zwykły widok, jaki można zastać na Baker Street. Co tu robiła karetka?
Gdy tylko wysiedli z auta, używki zostały wyrzucone, a mężczyźni odwrócili się w ich stronę.
– Inspektor Greg Lestrade. Wzywano tu policję? – spytał niepewnie.
Tuż za nim Donovan i Anderson przyglądali się otoczeniu w ciszy. Oni także zauważyli, że coś jest nie tak. Jednak...
– Trzeba wykluczyć obecność osób trzecich w całym zajściu. Co prawda jest to oczywiste, jednak mimo wszystko... Ciało jest na piętrze.
Trójka policjantów jak w amoku wbiegła do mieszkania po schodach, by nagle zatrzymać się w samym wejściu. Drzwi były otwarte, a po pomieszczeniu chodziły jeszcze dwie osoby, medyk oraz agent w ciemnym garniturze. Omijali oni wzrokiem centrum zdewastowanego pomieszczenia, na którym...
Greg zrobił niepewny krok do przodu, a potem kolejny. Ciało leżało na dywanie, ubrane w charakterystyczne garnitur oraz białą koszulę, tym razem rozpiętą, ukazującą bladą klatkę piersiową. Nie ruszało się, medyk nic przy nim nie robił. Jedynie dwa otwarte pudełka, leżące tuż obok, nie pasowały tu. Strzykawki były aż nadto widoczne, jednak nie było możliwe, nie...
Lestrade na chwiejnych nogach poszedł dalej i ukląkł przy ciele. Nie patrzył, co robią jego towarzysze. Dotknął jeszcze ciepłej ręki, a spomiędzy warg wyszedł ledwie dosłyszalny szept.
– Sherlock...
Nie wiedział co powiedzieć czy zrobić. To było... Zbyt wiele jak dla niego. Nie zauważył zszokowanego Andersona i Donovan ani ich rozmowy z medykiem. Ocknął się dopiero, gdy pojawił się Mycroft, krocząc dumnie, wszedł do pomieszczenia, aż nagle po ujrzeniu ciała coś się w nim złamało. Krok po kroku znalazł się tuż obok Grega i zduszonym głosem spytał:
– Jesteś pewien, że to Sherlock? To zapewne kolejny żart, głupie kłamstwo, podobnie jak ze skokiem...
Jednak teraz widział jego bladą twarz, kręcone, czarne włosy oraz odziedziczone po babce szkatułki. Miał przed sobą ciało brata, młodszego braciszka, którym powinien się opiekować...
Opadł na kolana tuż przy inspektorze. Nie wiedział co może zrobić czy powiedzieć. Siedział tak, aż w końcu podniósł drżącą rękę i dotknął policzka Sherlocka. Po jego własnym spłynęły pierwsze łzy, dopiero teraz w to wszystko uwierzył. To nie był kolejny żart czy głupi eksperyment. Z tyłu dochodził ich szloch Sally. Anderson objął ją i delikatnie wyprowadził z pomieszczenia. Nie byli przyjaciółmi Holmesa, można nawet powiedzieć, że byli niemal wrogami, lecz mimo wszystko znali go. Widywali go zbyt często, by teraz jego śmierć nie zrobiła na nich wrażenia.
Na zewnątrz stała Anthea ze śladami tuszu na policzkach. Bo to nie był kolejny żart, czy wybryk Sherlocka. Jego śmierć... była prawdą.

środa, 21 stycznia 2015

7. "Jestem wolna..."

#Harry Potter #Ogólny #One-shot #K #Angst #Romanse #BellatrixLestrange #OC
Hej wszystkim,
Dziś krótko i szybko, czyli miniaturka z Harry'ego Pottera, a dokładnie Bellatrix&OC. Nie jestem do końca z niej zadowolona, lecz to moje pierwsze OC, proszę o wyrozumiałość.
Może część z was zna to połączenie, można je spotkać >tu<
Podoba się takie zestawienie Belli?

Kolejne dzieło w weekend, tym razem kontynuacja Sherlocka. Potem sama nie wiem co dodam, choć trochę tego mam. Dalej liczę na jakieś propozycje. Mam akurat ferie i trochę wolnego czasu.

Zapraszam także na akcje #RóżoweCiasteczka, więcej na stronie >tu<

Do napisania,
Croy
       


Tuż przed śmiercią widzi się podobno całe swoje życie. Momenty złe i te dobre, choć moje obfitowały raczej w te najbardziej okrutne. A jednak teraz widząc zielony promień pędzący w moją stronę, nie myślę o chwilach mojej służby dla Voldemorta czy latach spędzonych w Azkabanie. Za to przed oczami mam ją, piękną, mądrą i zawsze uśmiechniętą, moją... Sonię.
Wygląda dokładnie tak samo jak osiemnaście lat temu, te brązowe oczy wypełnione iskierkami szczęścia, długie blond włosy rozwiane jesiennym wiatrem i usta lekko wygięte w półuśmiechu, zapraszające do pocałunku. Piękna... Siedząca na ławce w parku, tuż przy jeziorze. Jak dziecko bawiąca się liśćmi, próbująca zachęcić mnie do zabawy. I jej śmiech. Dźwięczny, roznoszący się po pustej okolicy, kojący nawet w najgorszych momentach. Ten błogi obraz...
Lecz tuż za nim widać inny. Młode, chude ciało brudne od krwi, błota, leżące na biało-różowym śniegu. Tak nieskazitelnym, skażonym krwią ukochanej osoby. I ja, stojąca tuż obok w masce. Niewidzialne łzy płynące po bladym policzku, jednak pozostaję cicho. Patrzę jak kobieta, którą kochałam, zostaje zabita przez mojego nowego Pana. Ciągle uparcie milczę, słowa są zbyt trudne do wypowiedzenia, tak trudno podnieść różdżkę, by cokolwiek zrobić. Jednak złożyłam wtedy obietnicę „Niedługo do ciebie dołączę”.
I teraz nadszedł ten czas. Tak długo czekałam, jednak jaskrawy promień wystrzelony z różdżki Weasley dosięga mnie. I teraz mając przed oczyma twarz ukochanej osoby, w końcu jestem wolna...


piątek, 16 stycznia 2015

6. "I tak dopełni się przeznaczenie..."

#Merlin(s) #Ogólny #One-shot #T #Angst #Tragedy #Merlin #Morgana
Hej,
Jak widać miniaturka pojawia się dzień wcześniej. Ostatnio jestem z siebie zadowolona, więc taki mały wcześniejszy prezent dla wszystkich. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu.

Tekst z serialu "Przygody Merlina", pochodzi z propozycji i przyznam, że pisało mi się świetnie. Za resztę waszych sugestii zabiorę się w czasie ferii. Będę miała wtedy najwięcej czasu. Mimo dobrego humoru, tekst nie jest zabawny (znowu), ale chyba już się przyzwyczailiście, co? Oznaczenia mówią same za siebie...
Tekst ma w połowie zmianę narracji, zamierzoną, choć może się dziwnie czytać. Piosenka może po części nie pasuje, ale fragmentami... Nie mogłam się powstrzymać by jej nie dodać.

Kolejna pojawi się w środę i będzie o tematyce Potterowskiej. Jest co prawda krótka, lecz to mój pierwszy Sontrix. W przyszły weekend pojawi się kontynuacja ostatniej miniaturki z Sherlocka >tu<. Mam nadzieję, że mimo tematyki będzie chciał ktoś to czytać. Na potem teksty też napisane, mam już zapisane w kalendarzu co i kiedy.

Jak może już cześć osób wie, zawiesiłam swojego bloga Dramione. Czasem będę zamieszczała tu w przedmowach jak idzie mi pisanie. Może jak uda mi się, to napisze coś Dramione... Muszę po prostu zyskać lepszy humor.

Do napisania,
Croy


Z dedykacją dla Ruciak
Merlin&Morgana w moim wydaniu ;)


 Morgana nie zawsze była zła. Szczerze mówiąc, pamiętam jej niewinność, kiedy przybyłem do Camelotu. Wtedy jej największą zbrodnią była utarczka z Arturem i delikatny sprzeciw królowi. Zastanawiam się teraz, kiedy nabrało to dla mnie innego znaczenia.
Czy była zła już w chwili, gdy zaplanowała pierwszy atak na króla? Ale przecież zlitowała się nad nim, w ostatniej chwili ratując go przed oprawcami. Czy to ja przyłożyłem rękę do jej zmiany? Zapoznałem ja z Mordredem, przekazałem druidom, pozwoliłem rozwinąć moc, tym samym wzmacniając jej nienawiść do Uthera. Nie zauważyłem jej ostatecznej zmiany czy gdy wróciła od Morgause było już dla niej za późno?
Byłem zaślepiony, widząc dawną, niewinną Morganę, a tak naprawdę nie dostrzegałem oznak jej zepsucia. Artur kiedyś śmiał się i groził mi, iż przez uczucia do wychowanicy króla zawisnę... Wtedy tak tego nie postrzegałem. Była to przyjaźń, podobnie jak z Gwen czy Lancelotem. Nie można było tu mówić o miłości, prawda?
Nie zapobiegłem nieszczęściu, ostatecznie obroniłem Artura, lecz nie ją. Dopiero wtedy zrozumiałem co, co inni starali się przekazać mi wcześniej. Oni widzieli to, co dla mnie i Morgany było niewidoczne. Żywiłem do niej uczucia o wiele głębsze niż przyjaźń. Zakochanie się w Morganie Pendragon było moim największym błędem, lecz nieodwracalnie zmieniło to moje życie.
Ja. Merlin, Emrys, największy czarodziej w historii, zakochany w swojej nemesis, Morganie Pendragon, Najwyższej Kapłance Starej Religii. Brzmiałoby dobrze, gdybyśmy nie stali po przeciwnych stronach tejże barykady. Moglibyśmy stworzyć coś wielkiego, zapamiętałyby nas pokolenia... Nie było nam to dane. Czasem zastanawiam się, czy gdybym wcześniej obalił Uthera i wraz z Arturem zmienił postrzeganie magii w Camelocie, Morgana mogłaby pozostać dobra. Czy stalibyśmy ramię w ramię, patrząc na rozkwit Albionu? Nawet nie wiem, czy ona odwzajemnia moje uczucia... Jest to niemal niemożliwe, jednak kto zabroni mi żyć nadzieją.
Miłość oślepia, wyznacza granice, które przygniatają człowieka. Nawet ja zyskałem jedną, której nie potrafię przekroczyć. Nie mogę zabić Morgany Pendragon. Wiem, że zrobiła wiele złego. Zabijała, niszczyła i unicestwiała wszystko na swej drodze. Jednak nadal mam przed oczami jej niewinne oblicze sprzed lat, gdy wyglądała przez okno, patrząc ma egzekucję maga. Odwróciła wtedy oczy, nie mogąc znieść tego widoku. To jest moja Morgana, a nie czarownica stojąca nade mną.
W ręku dzierży miecz, lśni on od promieni zachodzącego słońca, przedzierającego się przez korony drzew. A ja nie jestem w stanie sięgnąć po moją magię by wygrać tym razem. Wiem, że Camelot upadnie, Artur umrze, a wszyscy bliscy mi ludzie ucierpią. Nie mogę nic na to poradzić. Miłość niszczy... A to jest najlepszy na to przykład.

***

– Nigdy nie miałam do ciebie żalu, Merlinie. Mimo swoich wszystkich zachowań, zbyt często mi pomagałeś i darowałabym ci życie przez pamięć na twe wcześniejsze czyny. Jednak za często podkreślałeś swą lojalność wobec Artura. Nie mogę pozwolić byś pokrzyżował mi plany. Może i nie możesz zrobić zbyt wiele, lecz zawsze jedna osoba mniej w tej wojnie to większa szansa na moją wygraną. Jesteś zbyt lojalny – powtórzyła, wzdychając. – Kto by pomyślał, że właśnie to doprowadzi do twojej zguby.
– Nie musisz tego robić, Morgano – wydusił ciężko Merlin. – Można jeszcze wszystko zmienić. Sprowadzić magię do Camelotu, a Artur zostałby wielkim królem. Darowałby ci winy, kocha cię pomimo wszystkich twych czynów, jesteś jego rodziną.
Morgana spojrzała na swojego więźnia, po czym zaśmiała się złowrogo. Dźwięk poniósł się po lesie echem, podkreślając grozę sytuacji.
– Wybaczył?! Chyba nie znasz znaczenia tego słowa, Merlinie. On mi nigdy nie wybaczy, któreś z nas musiałoby umrzeć, aby to wszystko się skończyło. I sama dopilnuję, by był to Artur. Przykro mi, że muszę to zrobić. Byłeś takim dobrym sługą...
Merlin patrzył szeroko otwartymi oczyma, jak kobieta podnosi miecz i mocnym ciosem wbija mu go w klatkę piersiową. To moment, nagła cisza, szok, krew spływa po ubraniu i bolesny jęk ulatuje z gardła ofiary. Potem Morgana wyciąga miecz, a czerwona ciecz rozlewa się wokół. Zbrodniarz patrzy w oczy swojej ofiary i wtedy po raz pierwszy zaczyna się bać...
– Co...
Oczy Merlina przepełnione są blaskiem. Magia nie chce pozwolić, by umarł ktoś tak potężny, tak doskonały... Czarodziej sprawiedliwy, mający zaprowadzić na świecie nowe porządki. Jednak krew wylewa się zbyt szybko, plami zieloną trawę, brudząc ubranie i wszystko wokół. Magia nie uratuje już swego cennego dziecka, lecz może skrzywdzić oprawcę.
Morgana jest wstrząśnięta, nie rusza się z miejsca, patrząc na konającego Merlina. Jego oczy przepełnione blaskiem magii, bólem, który to ona spowodowała. W końcu chciała, by czary królowały, a sama zabijała osoby obdarzone darem...
– Jesteś czarodziejem... Jak możesz być czarodziejem i sługą księcia jednocześnie? – pyta w przestrzeń.
Dopiero wtedy wszystkie niezwykłe czyny zaczynają nabierać innego znaczenia. Ratunek Artura w każdej sytuacji, wystarczyło by był z nim Merlin, a sukces był pewien. Jednak kto zwraca uwagę na sługę? Ona też nie patrzyła i popełniła poważny błąd. Nie zauważyła też buzującej magii w powietrzu, która po chwili zaatakowała ją. Całą nagromadzoną mocą wgniotła ją w pobliskie drzewo, przedzierając się przez jej ciało. Cięła jak miecz, wbijając się w kapłankę jak oręż, który został ugodził Merlina. Nie mogła nic zrobić. Magia, jej przyjaciółka, odwróciła się od niej, pozostawiając samej sobie.
Ujrzała jeszcze ostatnie spojrzenie czarodzieja. Jego oczy wyrażały coś więcej niż ból, a mianowicie bunt przeciw temu co się działo, jednak nie z nim, a z nią. Spomiędzy zdrętwiałych warg wypłynęło jedno zdławione słowo:
- Nie...
Jednak dla nich obojga było już za późno. Magia zgarnęła swoje żniwo. Odebrała cenę za wyrządzą krzywdę. Zabrała życie za życie, pozostawiając martwe ciała na spokojnej polanie u brzegu lasu. Sprawiedliwość, to ona była najważniejsza. Jednak tego dnia świat stracił dwóch wielkich magów. Ich czyny mogły być pamiętane przez pokolenia, mogli być najlepsi ze wszystkich.
Teraz jednak znajdą ich, na kilka godzin przed wielką bitwą, do której już nigdy nie dojdzie. Dwie przeciwne strony pogrążone w żalu nad ciałami bliskich. Zjednoczenie, magia i król, wszystko to razem stworzy nowy początek. I tak dopełni się przeznaczenie. Nawet przez śmierć, los musi iść swymi ścieżkami.

sobota, 10 stycznia 2015

5. "Trzeci etap..."

#Sherlock #Sezon 3 #One-shot #Cykl #M #Angst #Drama #Tragedy #SherlockHolmes
Witam,
Kolejny weekend, a ja jak obiecałam wstawiam miniaturkę z Sherlocka. Lubicie ten serial? Mam nadzieję, bo sama wprost go uwielbiam.
Jak widać po Oznaczeniach, tekst nie jest zbyt miły, szczerze raczej dla osób od pewnego wieku. Styl może wydawać się dziwny, przyznam, że eksperymentowałam trochę. Sami oceńcie jak wyszło. Napisałam też ciąg dalszy, stąd #Cykl. Pojawią się jeszcze dwie części, oczywiście o ile chcecie. Można traktować tą miniaturkę jako całość.
Miniaturka pisana przy czterech piosenkach o niezbyt wesołej tematyce, podaje jedynie dwie najważniejsze, ale dość wymowne. Zastosowanie pogrubienia i kursywy zamierzone.

Z Propozycji napisałam już dwa teksty: Sontrix oraz Merlina. Zobaczycie je już niedługo. W dodatku na swoją kolej czeka ciąg dalszy cyklu drabbli oraz tego o Sherlocku. Kończę tekst z Igrzysk Śmierci (wiem, że długo mi to zajmuje) oraz inny z Holmesa. W dodatku coś innego Potterowskiego zaczyna kiełkować, ale to niespodzianka.
Jak widać tekstów jest sporo, więc wszystko będzie pojawiało się w terminach. Szablon, z tego co wiem, niedługo będzie gotowy. A ja w końcu zabieram się za kończenie zakładek bloga.

Do napisania,
Croy

             

Dziś brak dedykacji, takiego tekstu lepiej nikomu nie dedykować...

"Breathe ne" - Sia
"We might be dead by tomorrow" - Soko


 Wysoka postać chodziła po mieszkaniu jak w amoku. Rzucała książkami, niszczyła lampy, darła poduszki. Zdawać się mogło, iż oszalała, ale jeśli o nią chodzi, wszystko ma swój cel. Po minutach... godzinach obłędu nastał spokój, postać opadła na kolana na samym środku starego dywanu. Była sama w domu, wiedziała, że wszyscy inni wyjechali, byli zajęci, mieli lepsze rzeczy do zrobienia niż pilnowanie go. Nie było też kamer. Wszystkie zostały zniszczone przy demolowaniu pokoju. Bo wszystko ma swój cel.
Wolność... Nienawiść... Porzucenie... Przyjaźń... W tej chwili żadne z tych słów nie miało znaczenia, nie na tyle by powstrzymać to. co miało się wydarzyć. Trudno popsuć coś, co wymyślił geniusz, chyba że on sam tworzy bezpieczne wyjście. Choć nie tym razem.

Sherlock dzielił dotychczas swoje życie na dwa główne etapy. Pomiędzy nimi było zdarzenie, które wprowadziło do jego życia rzeczy dotąd nieznane, ale jakże cenne. Czas przed i po poznaniu Johna. Teraz jednak powstał jeszcze jeden etap, doskonale oddzielony w jego Pałacu Umysłu. Nie do pomylenia z żadnym innym. Czas po odrzuceniu.
Nie można powiedzieć, że Holmes był idiotą. Doskonale wiedział, że reakcja jego współlokatora na jego powrót nie będzie zbyt dobra. W końcu był geniuszem... Potrafił przewidzieć kilka ścieżek jego postępowania. Szok, wstrząs, wyparcie, akceptacja, radość. Choć tym razem nawet on się pomylił. Nie było to coś, co działo się zbyt często. On nie popełniał błędów, nie mógł tego robić, zbyt wiele zależało od jego decyzji. Aż do teraz...
Akcja „Powrót” przebiegła równo trzy miesiące temu. Od ostatniego spotkania z Johnem minęły dwa miesiące i dwadzieścia pięć dni. Nie wytrzymali nawet tygodnia po powrocie. Sherlock nie przewidział nowych czynników: narzeczona, praca, spokój, rodzina. John nie znajdował już miejsca dla detektywa-konsultanta, nie znał nowego Sherlock i nie chciał poznać... Ale młody Holmes miał swoje sposoby by radzić sobie z tym uczuciem. Choć tak bardzo go nienawidził.
Już w dzieciństwie poznał to nieznośne słowo i jego znaczenie oczywiście. Ale miał wtedy swoją ucieczkę, brata, któremu jeszcze zależało. Choć chciałby wymazać te obrazy z pamięci, one nadal tkwiły w Pałacu, bezpieczne za starym regałem jednego z pomieszczeń. Nie zaglądał tam, lecz sama świadomość ich obecności pozwalała pokonać uczucia. Ale tak było kiedyś, teraz Mycroft nie był dla niego ważny... on nie był ważny dla Mycrofta. Teraz to był obowiązek wobec rodziców, pilnować, by młodszy brat nie narobił zbyt dużo kłopotów. Wspomnienia już dawno pokryły się kurzem...
To potem odnalazł prawdziwą drogę ucieczki, jedyną właściwą, tę które dawała wytchnienie, spokój, ukojenie. Jedyny środek do walki ze światem zewnętrznym, z tym uczuciem. Wymazał z pamięci początki tej drogi, nie było to ważne, jedynie okres późniejszy, to coś, co pozwalało przetrwać, ostało się w jego Pałacu. Bo to było dobre. Kokaina... Morfina... Nikotyna... Innymi słowy narkotyki, niemal w każdej postaci. To normalne, że preferował coś cięższego, działającego dłużej, mocniej. Jego mózg wtedy pracował najlepiej, to uczucie, nuda i wszystko inne było odkładane na bok. Nie potrzebował już nic, ani brata, ani... Johna, choć wtedy jeszcze go nie było. Był samowystarczalny, sam sobą kierował...
Miał swoje wzloty i upadki w tym okresie. Mycroft zaczął umieszczać w jego mieszkaniu kamery, a on spędzał noce w opuszczonych domach, by wreszcie być sam. To było dla niego dobre, w końcu móc odetchnąć pełną piersią, bez nadzoru tylu osób. A potem to wszystko się zmieniło, zniknęło to uczucie. Samotność... To piekielne słowo, jego znaczenie, uczucie... nie było już ważne, bo był John.
Sherlock nie wiedział dlaczego tak bardzo się to zmieniło. Z dnia na dzień używki straciły cały swój sens, pojawiła się osoba, która go zajmowała. Nie była taka jak wszyscy szarzy ludzie, z małymi móżdżkami i błahymi problemami. To było coś innego, jednak uczucie samotności zostało zastąpione przyjaźnią, z biegiem czasu okazało się, że była to zmiana na gorsze. To nowe uczucie, to słowo zmieniło jego życie za bardzo, doprowadziło go do upadku, dlatego teraz znajdował się w tym miejscu, a powinien to zrobić już o wiele wcześniej.
W życiu przeżył dwa przedawkowania narkotyków, jedną próbę samobójczą i dziewięć ciężkich zranień zadanych z ręki innych osób. Spędził w sumie siedem miesięcy w zakładzie odwykowym, uciekł z niego dwadzieścia cztery razy. Osiem razy zajmował się nim Mycroft, w pozostałych przypadkach wracał na ulicę niezauważony. A potem nastał etap po poznaniu Johna, nie było narkotyków, szpitali, tylko przyjaźń. To ona doprowadziła go do upozorowania własnej śmierci, bo osoby, które znał liczyły się dla niego za bardzo. Był socjopatą, który miał przyjaciół... dobrze użyty czas przeszły.
Jednak wrócił, gdy tylko ostatnia osoba z szajki Moriarty'ego została zlikwidowana, pojawił się w Londynie, na Baker Street, w Scotland Yardzie. Tam gdzie byli jego przyjaciele. Nie myślał o tym, co przeszedł w ciągu swojej nieobecności. Miesiące pościgów, tortur i ran, by tylko znów wrócić do swego dawnego życia. Do Johna, Pani Hudson, Lestrade'a i... Mycrofta. Mimo wszystko był to jego jedyny brat, rodzina.
Powinien zorientować się, że coś jest nie tak już na samym początku. W końcu jaki brat patrzy na tortury i krzywdy rodzeństwa, nic sobie z tego nie robiąc? Dlatego szok Johna i jego ciosy nie powinny go zaskoczyć. Zachwyt pani Hudson, jej późniejszy wykład i obrażenie się, nie powinny być niespodzianką. Radość Lestrada i jego późniejsze wyrzuty, odtrącenie, powinny być czymś spodziewanym, ale nie były. Zwłaszcza, że nic nie zmieniło się od dwóch miesięcy i dwudziestu pięciu dni....
Nie widywał Johna, Pani Hudson wyjechała, wcześniej nie odzywając się do niego, nie miał wstępu do Scotland Yardu. Był odgrodzony od wszystkiego i znów zawitało to uczucie. Tak zaczął się trzeci etap, ostatni, jeśli Sherlock mógł coś z tym zrobić.
Po wyeliminowaniu wszystkich kamer, zamknięciu drzwi i zasłonięciu okien w końcu mógł otworzyć skrytkę w kominku. Znalazł tam niepozorne drewniane pudełko. Zostawiwszy je na stoliku, odsunął regał z książkami i spod obluzowanej deski wyjął drugie, podobne. W końcu usiadł na dywanie i otworzył każde z nich. Dwie strzykawki, dwie ampułki, każda z inną substancją, pozostałe jeszcze z czasów przed poznaniem Johna. Spokojnie napełnił oba przyrządy niebezpiecznym płynem. Doskonale znał statystyki. Wiedział ile musi wziąć, ile potrwa cały proces, nim jego „brudna” krew zostanie wpompowana do mózgu, nim dostanie się do płuc, do serca.
Na początku morfina. Miała dłuższy czas rozchodzenia się po ciele, była bardziej kojąca, nie powinien już nic czuć, gdy kokaina zatrzyma mu oddech. Przyłożył igłę do wystających żył i wbił, wpuszczając powoli narkotyk w swój krwiobieg. Odłożył starannie strzykawkę do pudełka, razem z innymi odpadami i podniósł kolejną. Wiedział, że dawka krążąca w jego żyłach była wystarczająco wysoka, by nie musiał dodawać do niej kokainy, ale chciał. To był jego wybór. Nie chciał kolejnego, cholernego odratowania i pobudki w szpitalu. Wbijając drugą igłę, spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Za góra dziesięć minut pojawią się tu ludzie jego brata, ale będzie już za późno.
Odsunął przymknięte pudełka z odpadami po tym akcie. Zostały mu niespełna dwie minuty, by stracić oddech, lecz błogie ukojenie już opanowało jego ciało. Teraz był czas na tą ostatnią myśl. Że popełnił błąd, nie skacząc naprawdę z dachu szpitala. Powinien to zrobić wcześniej, a nie umierać tu, w tym domu pozostawiony sam sobie. Wtedy miałby jeszcze przyjaciół, jednak teraz pozostawała mu tylko samotność, wierna towarzyszka od najmłodszych lat...

niedziela, 4 stycznia 2015

4. "My Supernatural Life" Sam cz.1

#Supernatural #Sezon1 #Drabble #Cykl #K+ #Friendship #Family #Drama #SamWinchester

Witam,
Tak, tak, po raz kolejny zamieszczam tekst z Supernatural, jednak tym razem jest to początek cyklu Drabbli. Jeden tekst = Jeden odcinek Sezon pierwszy z punktu widzenia Sama (choć czasem dodatkowo będzie Dean [+1 drabble]).
Będą to tekstu nawiązujące do odcinków, pokazujące bardziej odczucia postaci. Przyznam, że już dawno nie pisałam tak krótkich tekstów, więc przepraszam za wszystkie potknięcia.

Co do innych dzieł. Mam skończone jedno z Sherlocka, ciąg dalszy cyklu drabbli. Jestem w połowie Igrzysk Śmierci, Seviki oraz Merlina. Czekam też na inne propozycje! Od teraz teksty będą pojawiały się co weekend, a w kolumnie obok można zauważyć jeśli coś się zmieni. Za tydzień obiecuję inną tematykę!

Pozdrawiam,
Croy


Z dedykacją dla Marley. Jak podoba się SPN? ;)


Kobieta w bieli
Wszystko zawsze zaczyna się tak samo, przynajmniej w naszej rodzinie. Życie zawsze przepełnione było potworami, demonami i innymi niewytłumaczalnymi zjawiskami. Chciałem po prostu od tego uciec, nie udało się.
Mama, Jess... Nie tak łatwo zostawić za sobą przeszłość, gdy puka ona co chwila do drzwi. Nie można zapomnieć, trzeba walczyć. Nie tylko o sprawiedliwość, nie chodzi o zemstę. To coś więcej. To nasze życie, które w końcu powinno być normalne.
Dlatego tym razem nie poddam się. Mam zamiar walczyć, odnaleźć ojca i pokazać kreaturom, że ich wysiłki pójdą na marne. Zamierzam wygrać, choćby była to ostatnia rzecz w moim życiu.

Wendigo
Nasza rodzina ulepiona jest z innej gliny. Mimo tylu krzywd to my pomagamy innym. Robimy to, zabijając niemal wszystko na naszej drodze. Choć nie do końca to rozumiem.
Nie potrafię obronić nawet bliskich mi osób, a co dopiero obcych. Powinniśmy znaleźć tatę, a potem pokonać to ścierwo, które zabiło najważniejsze kobiety w moim życiu.
Nie jestem taki jak Dean. Nie potrafię zapomnieć, iść dalej, wspierać innych. Mając cel, skupiam się na nim, zapominając o roli łowcy. Ale on próbuje mi o tym przypomnieć. Należy zabić wszystkie napotkane potwory, dopiero potem znaleźć tatę. I wtedy dokonamy naszej zemsty raz na zawsze.

Trup w wodzie
Ludzie najczęściej sami kształtują swoje życie, a co za tym idzie, sprowadzają do niego potwory. Jeden grzech przeszłości, przewinienie, które ciągnie się przez długie lata. Zbyt często mamy z tym do czynienia w tej robocie. Znajdujemy winnych w ofiarach, ofiary w zbrodniarzach. Jak mówić o zasadach moralnych, gdy ich nie ma?
To samo można powiedzieć o nas. Mordercy, a zarazem skrzywdzeni. Doznaliśmy krzywd i odpłacamy za nie wszystkim innym. To nie do końca fair, ale tak żyjemy od zawsze. Sprawiedliwość nie jest do końca dobra. Zabijanie rodziny oprawcy po trzydziestu pięciu latach też nie. Ale czy można się temu dziwić?

Trup w wodzie. Dean
Dean jest dziwną osobą. Czuję, jakby podczas mojej nieobecności zmienił się w zupełnie nowego człowieka. Za bardzo przypomina mi tatę. Wydoroślał, jeśli można tak to ująć. Nie myśli już tylko o sobie, dba przede wszystkim o innych...
To dla mnie dziwne, widzieć go w takiej postaci. Nie przestaje szukać wszędzie seksu i przygody, lecz wie kiedy przystopować. To nie jest już ten sam Dean. Jest dobrym łowcą i towarzyszem, choć nadal palantem. Oby tylko nigdy się to nie zmieniło. Żałuję, że poznałem go na nowo w takich okolicznościach. Tata, Jess... Nie tak chciałem spotkać ponownie brata. Lecz nie miałem wyboru.

P.S. Zapomniałam o moim >"Wyzwaniu Czytelniczym"< na 2015 rok? Macie może swoje?
Theme by Hanchesteria