sobota, 28 lutego 2015

13. "Listy" cz.1

#Sherlock #Cykl #Sezon2 #One-shot #K+ #Friendship #Drama #Anderson #MollyHopper #SallyDonovan

Hej,
Miałam się pojawić tydzień temu, jednak nie dałam rady... Za co bardzo przepraszam. tym razem jest to 1 cz. Sherlocka i tym samym pierwsza cześć prezentu dla Marley. Mam nadzieje, że uda mi się wstawić w terminie resztę prezentu dla niej. Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego! (pomimo, iż spóźnione)
Croy



 Ta kobieta... Nie można pomylić jej z żadną inna postacią na świecie. Jest wyjątkowa, jedyna, osobliwa. A przede wszystkim oryginalna i bezwzględna. O tym ostatnim przekonało się w krótkim czasie dość dużo osób. Może to dziwne, ale czasem szczerość może strasznie zaboleć, zwłaszcza jeśli prawdę powie osoba tak wyjątkowa jak Irene Adler. Nic nie zyskała dzięki tym słowom. Jednak miała dług wdzięczności, który chciała spłacić choćby w części.
Pierwszy list pojawił się w Scotland Yardzie na początku października. Leżał spokojnie na biurku jednego z pracowników, czekając cierpliwie na otwarcie. W ten poniedziałek Anderson nie śpieszył się z czytaniem korespondencji, miał w końcu o wiele lepsze rzeczy do zrobienia. Jednak z jednym z nich czekało coś, co miało go bardzo zaskoczyć.

„Nie wiem jak powinno się zaczynać takie listy. Na pewno nie miłymi słowami, ani groźbami, przynajmniej nie od razu. Choć znając ciebie nawet tego byś nie zauważył. Jesteś w końcu największym idiotą w tym wydziale. Przejdźmy więc od razu do rzeczy.
Twoja postura, zachowanie... Zastanawiam się jak to możliwe, że pracujesz w policji. Nie masz żadnych predyspozycji do tego zawodu. Szczerze... Wątpię byś pasował gdziekolwiek. Jednak to nie o twoim idiotyzmie będzie tu mowa.
Sherlock Holmes? Kojarzysz to nazwisko? Ta osobę? Chyba powinieneś, w końcu pomaga wam od tak dawna... nie? Tak, widać to w twoim zachowaniu. Nie zauważasz jego pomocy, mimo iż rozwiązuje za ciebie tak wiele spraw. Mówisz „świr”, próbujesz atakować, a nie zauważasz swojej własnej głupoty. Trochę smutne, nie uważasz?
Czasem mam nadzieję, że Sherlock odmówi wam pomocy. Pokazał by wam jak trudno jest żyć i rozwiązywać sprawy bez jego pomocy. Może doceniłbyś w końcu pomoc. I okazałbyś wdzięczność, a nie tylko zgłaszał się do przeszukiwania jego mieszkania by go ośmieszyć.
Groźby? Chyba nie powinno się ich pisać w takim liście, więc zostawmy tu to niedopowiedzenie... Ale zastanów się, czy chcesz dostać kolejny, bardziej dosadny list?
…......................”

Anderson przeczytał schludne pismo dwa razy. Zwykła biała koperta z jego imieniem. Biała kartka ze staranna kaligrafią, litery napisane czarnym tuszem... Mężczyzna schował zwitek papieru do szuflady, potem go wyrzuci. Nie przejął się zbytnio tymi słowami, to nie pierwszy list tego typu, który dostał. A Sherlock? Nic go nie obchodził ten świr.


Kolejny list pojawił się w kasetce służbowej w szpitalu św. Bartłomieja. Tuż po weekendzie w połowie października koperta w kolorze ecri, nie tak śnieżno biała jak wcześniej, niespodziewanie została odnaleziona w poczcie służbowej Molly Hopper. Młoda kobieta zwlekała z czytaniem aż do lunchu, gdy w końcu usiadła z kawą przy swoim biurku. Praca po weekendzie była trudna, lecz Molly i tak ja uwielbiała.
Tym razem kartka była prosta, biała. Jednak był to ten sam charakter pisma, ten sam czarny tusz. Eleganckie litery...

„Będzie to chyba jeden z moich najmilszych listów. W końcu sama jesteś „miłą” osobą, prawda? Molly Hopper, patolog w szpitalu Barts, którzy by ciebie nie lubił, co? Choć może jesteś aż nazbyt niewinna... zbyt słodka, posłuszna... Tak. Nie widzę cię do końca w ten sposób. W końcu jaka osoba tak bardzo lubi grzebać w trupach? Och... Sherlock Holmes.
Znasz go, prawda? Oczywiście, jakbyś mogła nie znać. W końcu nie możesz doczekać się jego każdej wizyty. Jesteś w nim zakochana? Na pewno nie w sposób, w jaki inni to postrzegają. Osoba miła... karmiąca swoje własne ego przy pomocy innych.
Chodzi o jego wiedzę medyczną? Lubisz, gdy pyta o coś, czego sam nie jest pewny, gdy zwraca na ciebie uwagę? Czy może jesteś zapatrzona w jego powierzchowność? Blada cera, czarne, kręcone włosy, wysoki, nieskazitelny... niemal wzór ideału, prawie. Takiej urody wielu by mu pozazdrościło. Jednak jego osobowość? Intelekt? Znasz go choćby trochę, czy po prostu pragniesz zaciągnąć go do łóżka?
Och, wiem, że widzisz jego geniusz, ale czy doceniasz? Chyba nie naprawdę. Mało kto docenia, jak można zauważyć. Więc lepiej doceń jego pomoc, póki ona jest... Bo może jej zabraknąć...?
….......................”

Molly wpatrzyła się z niedowierzaniem w list. Co to miało być? Jak ktoś... A potem się zaśmiała. To oczywiste, że był to jakiś głupi żart. Trochę straszny, ale...
Umiejąc się schowała go do koperty, a potem do szafki, zastanawiając się, kto też jest tak niestabilny. Czyżby Sherlock?


Tym razem był to początek listopada. Pogoda w Londynie zwiastowała nadchodzącą zimą, a ludzie przemierzali szybko ulicę. Sally Donovan nie była pewna czy cieszy ja wizja spokojnego weekendu. W końcu miała spędzić do samotnie. Wyjęła listy ze skrzynki, nie zauważając dziwnej koperty w kolorze ecri. Dopiero późnym wieczorem po długiej kąpieli zajęła się korespondencją.
Koperta nie miała znaczka, czy pieczątki, a nawet adresu, jedynie jej imię. Może nie powinna tego czytać będąc tak niepewna, jednak... Papier listowy był w tym samym kolorze lekkiego ecri, uwydatniając tym samym czerń tuszu, zapewne pochodzącego z pióra. Ale chodziło tu o treść, a nie styl wykonania.

„Gdyby trzeba było podać osobę, którą lubi się najmniej, zapewne na mojej liście pojawiłoby się twoje nazwisko. Och, mam kilka bardziej znienawidzonych „przyjaciół”, lecz mimo to...
Jesteś dobrą policjantką, wiele razy to pokazywałaś. Niestety, tego odmówić ci nie można. Jesteś ładna, to też fakt. Ale czy to czyni z ciebie kogoś lepszego? Sama powinnaś się nad tym zastanowić. Bo jeśli chodzi o charakter... To dlatego cie nie lubię.
Nie jesteś głupia, w ostateczności w końcu to mogłoby być wyjaśnieniem. Ale posiadasz tą inteligencję, która nakazuje cię doceniać, jednak w porównaniu z Sherlockiem Holmesem... Jesteś idiotką. Dlaczego więc można doceniać ciebie, a nie jego? Chyba, ze posiadasz inny słownik, gdzie słowo „świr” jest komplementem.
Ten list... nigdy by nie powstał, gdyby nie jedna sprawa. On ciebie docenia! Niestety można było to ostatnio zauważyć. Ceni sobie (w pewien sposób) twoje życie. Co nadal pozostaje największym zaskoczeniem jak dotąd. Ty? Ale nie ma co próbować zrozumieć Sherlocka Holmesa.
Odbiegam od tematu, choć może i nie. Jako policjantka powinnaś go doceniać, jako kobieta również. Nie każdy młody, przystojny mężczyzna chciałby poświęcać swój czas na bieganie do Yardu i pomaganie wam. Jednak to dla ciebie na dużo...
Zastanów się, co zrobiłabyś gdyby go zabrakło? Ilu ludzi zginęłoby? Może i ty byś już nie żyła? Czy tak trudno okazać wdzięczność?
…....................”

Donovan zamrugała szybko, nie wiedząc jak ma odczytać daną treść. Czy to pogróżki? Ostrzeżenie? Czy jakiś kolejny żart?
- Holmes robi to dla siebie. Ten psychopata sam zacząłby zabijać, gdyby nie mógł brać udziału w akcjach policji – rzuciła do siebie.
Ignorując list rzuciła go na szafkę. Nie zdziwiłaby się, gdyby sam świr go napisał. W końcu czego można się po nim spodziewać innego?

niedziela, 15 lutego 2015

12. "Fanfiction..."

#Supernatural #Sezon10 #One-shot #K #Family #Humor #DeanWinchester #SamWinchester
Witam,
Wiem, ze obiecałam coś o innej tematyce, jednak znalazłam swój pierwszy tekst z SPN, pisany jeszcze w grudniu. Sama nie wiem jak go oceniać, bo była to moja pierwsza próba tego typu, jednak jest on inspirowany odcinkiem piątym.

Co do kolejnych tekstów, mam napisanego Sherlocka, jedynie muszę go przepisać. Wczoraj spędziłam cały dzień w Toruniu i nie mogłam niestety tego zrobić, ale postaram się jak najszybciej to opublikować.

Miłego czytania,
Croy


- Dean? Co ty robisz? - spytał zaskoczony Sam, przyglądając się dziwnemu zachowaniu brata.
Mężczyzna spojrzał na niego zamyślony i odpowiedział pytaniem na pytanie:
- Pamiętasz naszą ostatnią sprawę we Flint w Michigan?
- Trudno byłoby ją zapomnieć. Nie co dzień ogląda się przedstawienie o własnym życiu, chyba, że chodzi ci o Kalliope – dodał szybko.
Dean zgromił go wzrokiem, po czym sięgnął po laptop. Włączając go odparł:
- Oczywiście, że o przedstawienie, jednak bardziej o fakt, że ono powstało. Nigdy nie myślałem, że po przerwaniu serii zostaną jacyś fani, a z tego co mówiła Marie, trochę ich jest...
- Chodzi ci o Destiel? - Sam zaśmiał się, siadając. - Okej i co chcesz zrobić z tym dalej?
- Wpisałem właśnie hasło do wyszukiwarki i patrz co znalazłem. - Odwrócił ekran w stronę brata. - Tego są tysiące! - zauważył ze zgrozę.
- A czego się spodziewałeś? Może i książki Chucka nie są zbyt popularne, ale już od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że ktoś jednak to czyta. W końcu, gdy dowiedzieliśmy się o tej serii sam widziałeś te komentarze...
- Stop. Lepiej zobaczmy co tu jest...
Obaj spojrzeli na listę wyników, gdzie mimo wszystko królowało Destiel. Dean odwracał wzrok, nie mogąc już czytać nawet krótkich opisów, jednak w końcu coś zauważył.
- Czekaj Sammy, chyba coś mam!
Cofnął o kilka wyników i kliknął na stronę. To co tam ujrzał po raz pierwszy zmusiło go do śmiechu. Nie w humorze był za to Sam, który próbował wyrwać bratu laptop.
- Nie wiem o co ci chodzi Dean. W końcu łączenie ciebie i Castiela jest gorsze...
- Nie, Sammy, nie jest gorsze. Sabriel! - Mężczyzna wybuchł po raz kolejny śmiechem, nie mogąc się po raz kolejny opanować. - Ty i Gabriel!
Sam przyglądał się swojemu niezrównoważonemu bratu, gdy w końcu zamknął ową stronę. Nie było mu zbytnio do śmiechu, ale nie mógł powstrzymać wyobraźni innych. Może gdyby te książki nie istniały... Próżne nadzieje.
- Może podyskutujemy o zgłębianiu motywu Destiela? Wiesz, bardzo mnie zaciekawiły niektóre z tych opisów.
Zielonooki momentalnie się uspokoił i odniósł laptop do torby. Tam będzie bezpieczny jak na razie. Ale teraz miał za to sposób na dręczenie swojego młodszego braciszka.
- Porozmawiamy o tym, jak ty będziesz chciał pogadać o swoim „związku” z Gabrielem – wytknął mu.
- Palant – wymamrotał pod nosem młodszy z braci.
- Suka! - rzucił automatycznie Dean, rozkładając się na kanapie.
- Niedługo zwariujemy siedząc w tym pokoju, masz ochotę na nową sprawę – zaproponował Sam.
- Taa. - Dean głęboko ziewnął. - Ale daj mi się jeszcze trochę przespać, weźmiemy się za to jutro.
Oboje pokiwali twierdząco głowami. Nowa praca była im potrzebna, ale musieli chwilę odetchnąć. Siedzenie w hotelu czy bunkrze nie było dla nich dobre, zwłaszcza teraz. Po raz kolejny mieli być oni dwaj, przeciwko całej reszcie. I bardzo im tego teraz brakowało.

niedziela, 8 lutego 2015

11. "My Supernatural Life" Sam cz.3

#Supernatural #Sezon1 #Cykl #Drabble #K+ #Friendship #Family #Drama #SanWinchester

Witam,
Przyznam, że i ten tekst wstawiam na szybko i jest to kolejna część cyklu drabbli. Ostatnio mam mało czasu, choć pomysłów mi nie brakuje. Dlatego za tydzień postaram się dodać coś o innej tematyce, może Sherlock? Jak sądzicie?

Tym razem dziewiąty odcinek zawiera drabble, drouble i dribble... Sami zobaczcie dleczego ;)

Miłego czytania,
Croy



Człowiek z hakiem
„Ludzie wokół mnie umierają...” Nie tylko Lori może to powiedzieć. W końcu i za mną ciągnie się tak wiele śmierci... Zbyt wiele. Każda z nich leży na moim sumieniu, nie mam wytłumaczenia w postaci ducha.
Moralność, wszystko obraca się wokół tego jednego słowa. Rozpusta, zdrada, wina... A czy moje pocałunki z nią nie były przekroczeniem granicy? Nie minęło dużo czasu od odejścia Jess, a moje zachowanie jest nie na miejscu.
Dlatego nie mogłem tam zostać. Musimy ruszyć w drogę i spełnić nasze zadanie. Mam nadzieję, że powtarzając to sobie, w końcu w to uwierzę. Ale jaka jest na to szansa.

Robale
Nigdy nie można wykluczyć wszystkich możliwości, czasem te najbardziej absurdalne okazują się być prawdziwe. Klątwa rzucona dwieście lat wcześniej czy uczucia mojego ojca... sam nie wiem co już jest właściwe.
Cieszę się, że Dean powiedział mi co robił tata przez te lata, gdy byliśmy rozdzieleni. Dbał o mnie? Nie jestem pewien, jednak sprawdzał jak sobie radzę. Pomimo naszej kłótni i ostrych słów, nie znienawidził mnie. To trochę dziwne.
Życie w rodzinie łowców nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli wolisz normalną egzystencję. Szkoła, praca, żona... Teraz nie jest to ważne. Nie można cofnąć czasu czy wskrzesić Jess. Teraz ważne jest tylko polowanie.

Dom. Sam
Moje koszmary okazują się prawdą... Nie dziwię się, że Deana to martwi. Sam nie jestem zachwycony. Jednak czy to wysoka cena za życie całej rodziny?
Nie pamiętam domu, nigdy tam nie wracaliśmy, nie mówiliśmy o „tamtej” nocy zbyt wiele. Dopiero po dwudziestu latach dowiaduję się, że to Dean mnie uratował. Teraz nie dziwi mnie jego troska.
Czy Missouri ma rację, to mój dar? To, że wyczułem i mogłem zobaczyć mamę, cy to niezwykłe? Jedynie zdjęcia przywołują mi jej obraz, teraz wiem, że nas kochała, troszczyła się. Tak jak troszczy się o nas tata, nawet jeśli go przy nas nie ma.

Dom. Dean
Powrót do domu był jednym z najgorszych przeżyć w moim życiu. Obiecałem, że nigdy nie wrócę, nie po tym... wszystkim. Jednak znów być w tym miejscu, tam skąd mam wspomnienia o mamie, było niezwykłe.
To zawsze będzie masz dom, Lawrence. Mimo, iż od tak dawna nie pojawiamy się w nim. Tu zmarła mama, tu zmienił się tata, ciągnąc nas za sobą. Czy gdybyśmy nie byli łowcami, ta rodzina by zmarła? Na pewno nie moglibyśmy ponownie zobaczyć mamy.
Pamiętam ją z dzieciństwa, ze zdjęć, choć wszystko jest wyblakłe. W tym domu, gdy ukazała się z ognia... Nidy nie liczyłem, że ujrzę ją jeszcze raz. Na pewno nie w ten sposób. Jej uśmiech, czułość w jej wzroku, nie widziałem czegoś podobnego od lat. Takie spojrzenia nie są mi posyłane zbyt często... wcale. Jednak żałuję, że się poświęciła. Nie chroni już domu, nas... Lecz w końcu, po tylu latach, ma spokój.
Wiem, dlaczego mimo upływu czasu tata nadal szuka. Nie może pogodzić się ze stratą ukochanej, tak jak ja ze stratą matki. Chciałbym by była przy mnie w najważniejszych momentach życia, by wspierała choćby uśmiechem.
Czasu nie można cofnąć, lecz mam Sama i tatę. To oni są najważniejsi i nic tego nie zmieni.

Dom. John
Spotkanie chłopców... Jeszcze na to za wcześniej. Jednak widząc ich, mam ochotę po prostu tam podejść, być przy nic. Obaj tego potrzebują.
Prawda... Gdy tylko ją poznam, na nowo pojawię się w ich życiu. Sam tego potrzebuję, tak długo byliśmy rozdzieleni. Razem jednak nie rozwiążemy sprawy, a ona jest priorytetem.


niedziela, 1 lutego 2015

10. "Symbol walki..."

#IgrzyskaŚmierci #Ogólne #One-shot #K #Angst #Family #PrimEverdeen
Witam,
Dziś na szybko i krótko. Mój pierwszy tekst z Igrzysk Śmierci. Nie jest on doskonały, ani nawet dobry. Nie sprawdzony, napisany na ostatnią chwilę. Dostałam propozycje co do tej tematyki i nie mogłam się powstrzymać. Sami zdecydujcie jak to odbierać ;)
Za tydzień nie wiem co opublikuje. Ostatnie drabble chyba niezbyt się spodobały (zero komentarzy), a mam ich jeszcze sporo (ponad 10 już gotowych). jednak mam też kilka innych tekstów, które mogą się pojawić. Sama jeszcze nie wiem...

Croy



 Widziałam ją wtedy po raz ostatni. Ubrana w zieloną, letnia sukienkę patrzyła wytrwale jak Peeta zgłasza się na ochotnika w zastępstwie za Haymitcha. Nie pozwolono mi się pożegnać jak za pierwszym razem, a miałam jej tak wiele do powiedzenia. Mojej ukochanej siostrze...
Tym razem nie chcę płakać, wiem, że na nic mi się to zda. Jednak łzy same płyną, torując sobie drogę, by po chwili zniknąć w kłębach blond włosów. Katniss zawsze zdawała mi się być piękniejsza, przez laty zazdrościłam jej tego. Zawsze byłam o coś zazdrosna, ale jednocześnie zawsze podziwiałam ją i kochałam najbardziej na świecie, a co najważniejsze rozumiałam. Zgłosiła się za mnie do Igrzysk i wygrała. A teraz przeze mnie nie miała wyboru, jednak sama jej obecność, postawa pokazała już na co ja stać. Sprawiła, ze wszystko ożyło i to jest tu najważniejsze.
Wiem, że była moją siostrę, lecz mimo to nie potrafię postrzegać jej w tej roli. Odkąd pamiętam była dla mnie jak matka. Gdy odszedł tata, my również znalazłyśmy się na drodze do grobu. A jednak to Katniss sprawiła, że udało nam się przetrwać. Oczywiście, kocham swoją mamę, jednak to nic nie zmienia. Rozumiem, że śmierć taty załamała ją, wszystko to było ponad jej siły, jednak miała jeszcze nas, swoje dzieci. Czy nie powinna się dla nas starać? Jednak wszystko w moim życiu zawdzięczam Katniss.
Można mnie potępiać, za to co czuję. Lecz nawet choroba matki nie zmieni tego, że najbardziej kocham swoją siostrę. Podobnie tym razem, jestem pewna, iż postara się wygrać Igrzyska. Ale tym razem jej szanse są niemal zerowe, nie ma już tego zaskoczenia, jak rok temu. Ja to wiem i ona również. A mimo to, gdy rozmawiałyśmy po raz ostatni uśmiechnęła się do mnie i po prostu kazała dbać o mamę, jakbym to ja stawała się w tej chwili głową rodziny.
Nie chciałam oglądać ich zmagań na arenie. Robiłam to za pierwszym razem i nie potrafiłam po raz kolejny przechodzić, przez coś podobnego. Mimo to słyszałam komentarze innych. Katniss radziła sobie jak mogła, choć coraz większa brutalność Igrzysk... Nie potrafiłam znieść tego widoku, a miałam przecież być dzielna. Potem wszystko działo się za szybko, rzeczywistość stała się zbyt straszna, by móc w nią uwierzyć.
Nadal pamiętam obraz umierających ludzi, moich sąsiadów, osób, które dobrze znałam. Jednak najbardziej wyrył mi się w pamięci moment, gdy po raz kolejny ujrzałam moją siostrę. Była ranna, nieprzytomna, słaba... A ja jednak odetchnęłam z ulgą. Jej widok dawał mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że gdzieś tam w przyszłości czeka w końcu nasze szczęście. Bo Katniss była Kosogłosem, symbolem walki i zwycięstwa. Była moją opoką, wiedziałam, że gdy tylko będzie przy mnie, nie spotka mnie żadna krzywda. Choćbym nie wiem co miało się wydarzyć wierzę w nią. Bo ona jedyna może zakończyć tą wojnę...
Theme by Hanchesteria